Hansa zgarnęliśmy z ulicy szybkiego ruchu, gdzie siedząc bezbronny za chwilę byłby przejechany przez sznur jadących samochodów. Na moją prośbę mężuś zatrzymał autko, a ja zatrzymując ruch przygarnęłam go do siebie. I tak maluch trafił do nas. Trzymał mężuś przez wiele godzin tego zmarzniętego pisklaka na swoim brzusiu. A ja starałam się co jakiś czas wkładać Hansowi do dzioba namoczone kawałeczki żarcia dla psów.
I stało się. Maluch zaczął połykać żarcie. Jeszcze musiałam dziobek mu sama otwierać, ale to co mu podałam zostało połknięte, strawione i potem wydalone. Zbudowaliśmy mu na Yucce gniazdo z wiklinowego wianka i włożonej do środka miękkiej froty. Jaka była nasza radość, że zostało to przez Hansa zaakceptowane. Teraz tylko trzymać kciuki by przeżył noc.
Kiedy tam spał , leżeliśmy w naszym łóżeczku i z zadowolonymi minami obserwowaliśmy jego błogi spokój.
- Jakiż to miły, spokojny ptaszor - mówiliśmy z dumą zastępczego rodzica.
Wszystko się zmieniło następnego dnia :)
c.d.n
i co? i co?
OdpowiedzUsuń:))))))))
Aaa taką fajną historię kończyć cd? Nie ładnie tak trzymać w napięciu :)
OdpowiedzUsuńPrzesyłam buziaczki
Dzieweczki :) urywam w tym miejscu, bo pisałabym coraz więcej i dłużej,aż do zanudzenia.
OdpowiedzUsuńprzytulam :)