Za ścianą - cienie układają wizerunki mgieł w przestworzach marzeń, próśb, tęsknot i westchnień.
Czara - wypełniona po brzegi niedosytem spełnienia - ukrywa chwile spokoju.
Pobłażliwe uśmiechy, rechotania i manipulacje międzyludzkie - wyciągają do przodu swoje prawdziwe JA.
Staram się być poza tym wszystkim.
Wtulam się w siebie i miłość, którą odczuwam.
Szurnięta.
Jednak w takt niosącej mnie muzyki z serca, potrafię okiełzać nastrój z poprzednich chwil.
Niektórym ludzikom jest tak łatwo być znów w stanie błogosławionym.
Jedno dzieciątko, drugie :) - trzecie w drodze :D ...
A ja ???
Nadal uwijam się między nadzieją, miesiączką, rozczarowaniem i próbą akceptacji, że pozostała tylko szansa przez in vitro.
Mężuś odczuwa mój strach, ja - zgasić chcę ten strach iluzjami z pozytywnych wyników tych, którym się udało.
Czy w oczekiwaniu na nasze wymarzone maleństwo, muszę przejść przez to groteskowe scenarium ???
Nasze pragnienie bycia rodzicami jest czymś naturalnym i oczywistym.
Po to ludzie się kochają, by być i żyć dla siebie i swoich pokoleń.
Jednak brak możliwości życia z własnymi dziećmi i ten wielki niedosyt pragnienia ich kochania - wyolbrzymia, zakłóca perspektywę, odwraca hierarchię wartości, wyjaławia kolory, łączy emocje wzniosłe i prozaiczne, miesza tragizm z komizmem - poddusza.
Szczęścia nie znajduje się na ulicach.
Pajacykowaty uśmiech dziecka nie jest tragicznym zapomnieniem. Kolebką, jego Tarczą są chwile, w których zamknąć można czas przyrównany do całego życia.
Jest nadzieja, wiara i miłość ...Marzenia się spełniają, naprawdę :)
OdpowiedzUsuńchcę w to wierzyć
Usuń