Szaro-czerwona, okrągła twarz z podkrążonymi oczami i wciąż rosnąca waga towarzyszy mi już od wielu miesięcy. Już teraz 73 kilowe ciało nasiąknięte lekami, pełne smutku, tęsknoty - pokonuje moją codzienność. Jestem jak zaczarowana w negatywnym słowa znaczeniu. Czuję strach i żal i dławienie własnej miłości.
Myśli krążą przy negatywnej frustracji. Tęsknota za moimi maluszkami - komóreczkami jest przeolbrzymia. Ja tu...a one uśpione w laboratoryjnym beciku naszej miłości i nadziei.
Jeszcze 3 miesiące czekania, a potem wielki strach o Nie czy przeżyją, czy staną się moimi narodzonymi dziećmi. Łykając leki godzę się na wszystkie skutki uboczne...chcę wierzyć, że tym razem się uda. Mimo tego strachu, smutku, bólu i żalu będę po ich życie nawet pełzła.
.
Mówi się, ze do trzech razy sztuka...
OdpowiedzUsuńŁatwo powiedzieć.
Oby tak było w Waszym przypadku.
Myślę o Was ciepło.
Pozdrawiam
Madlein. Dziękuję za Twoje ciepło i wielką miłość do Twojego synka. Hylę czoła i ściskam serdecznie
OdpowiedzUsuń