Krótko przed snem, mężuś gilgotał i wytarzał się z maluchami. Chichoty, piski i radosne buuu :)huczały po wszystkich piętrach domu. Miło było słuchać i patrzeć na tych rozbawionych i zafascynowanych tatą ludzików. Aż było szkoda te wygłupy przerywać.Nadszedł czas spania. Po nakarmieniu położyliśmy je w ich własnych łóżeczkach. Jednak o spaniu nie było mowy. Najpierw Ragner domagał się dalszych pieszczot. Wzięłam go na nasze łoże ;) poklepałam, podrapałam, pogłaskałam - a tu chichiii. Nagle Kira zaanimowana śmiechem brata przypomniała płaczem o swoich prawach. To i ją wzięłam na nasze materace z nadzieją, że zaraz usną a ja będę mogła rzucić się w wir pracy,której odłożyć już nie szło. O wyciszeniu nie było mowy.
Jak zaczęły tarzać się, przewracać się z plecków na brzuch i odwrotnie, uderzać stopkami o materace wydając swoje głośne okrzyki, piski i radosne śmiechy. Łapałam to jednego to drugiego,próbując je jakoś uspokoić. Niestety. Były szybkie i tak rozkoszne,że mnie potem zalało.
Piękne macierzyństwo: ciesz się chwilą, łap każdy uśmiech, one zmieniają się z dnia na dzień i szybko uciekają. A inna robota, nie zając, nie ucieknie. Odpoczynek ważniejszy!!!!
OdpowiedzUsuńIzulko - jestem tego świadoma, niestety na macierzyńskim czy wychowawczym nie jestem - muszę też popracować
UsuńWiem, że wiesz:)) Ale czasami w tym chaosie można zapomnieć.
UsuńPo prostu dbaj o siebie dla siebie i tych Cudeńków!
i niech rosną i się kochaja jak brat z siostrą:)
OdpowiedzUsuńAmen :)
UsuńKochana moja jestes Najlepszą mamą na świeci:)
OdpowiedzUsuń