Wczorajsza wizyta u diabetologa wymęczyła mnie w pewnym tego słowa znaczeniu. Cała procedura trwała 4 godziny. Najpierw pomiary wagi i wzrostu, ciśnienie potem pobranie krwi, a następnie wypicie roztworu glukozy w ciągu 5 minut. Posadzono mnie w poczekalni na krześle z hasłem
- ,, nic nie jeść, nic nie pić, nie spacerować- siedzieć. Po równej godzinie proszę przyjść tu do laboratorium, by ponownie zbadać krew. "
Siedziałam na krześle twardym jak kamień. Brzuch burczał mi niesamowicie głośno, gdyż głód i pragnienie robiły swoje. Bliźniaki domagały się swojego, przecież od 22 nie mogłam już nic pić ani jeść. Nastawiłam sobie budzik by nie przegapić następnego pobrania krwi. I w końcu doczekałam się. Drrrrrrrr słyszę komórkowy alarm. Poczłapałam się do laboratorium. Wbito mi w żyłę kolejną igłę i oświadczono
- ,, proszę nic nie jeść, nic nie pić, nie spacerować- siedzieć i dokładnie za godzinę proszę przyjść na ponowny pomiar."
I znów usiadłam na krześle , do którego napawałam wstrętem. Czas dłużył się niesamowicie. Zaczęło mnie wszystko boleć, jakieś skurcze pod łopatkowe i ból głowy były coraz bardziej nie do wytrzymania. Kręciłam się , prostowałam, robiłam garba i nic...ból przygwoździł mnie do tego krzesła. Ludziska zerkali na mnie z pod byka, ale nie było w ich twarzach żadnej współczującej minki. No tak przecież ich cierpienia są intensywniejsze, bardziej godne uwagi i pożalenia - pomyślałam.
I zadzwonił budzik w komórce. Szurając nogami w pochylonej pozycji poczłapałam się do laboratorium z numerem 9. Ściągnęłam plastry, a pod nimi czerwona piekąca skóra i krwiaki.
- ,, OOO Na drugi raz proszę te plastry szybciej ściągnąć " - informuje mnie pielęgniarka.
- ściągnęłabym, gdyby krew z żył się nie lala " - odpowiedziałam najgrzeczniej jak potrafię.
Nastepne wbicie igły w żyłę i ??? słyszę
- ,,Proszę czekać, aż Panią lekarz wezwie "
Już nie usiadłam na twardym krześle. Oparta o ścianę skupiałam się na tym, by nie oddychać i się nie ruszać. W końcu padło moje nazwisko. Krótka rozmowa i Huuuuraaaa cukrzycy nie mam.
Noga za nogą poczłapałam się w stronę recepcji. Jeszcze tylko nowy kontrolny termin w czasie 24-28 tygodniem ciąży i wyszłam po prostu w-------a.
Wieczorem ratował mnie mężuś masażami.
Cudownie mieć takiego ratownika.
To badanie nie należy do najprzyjemniejszych. Mi było okropnie niedobrze po tej glukozie ;) no aleeee najważniejsze że wyniki wyszły dobrze, bo cukrzyca jest dużo mniej przyjemna niż sam test. Oby tak dalej. A jak maluszki?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Gosia
http://moja-wesola-rodzinka.blogspot.com/
Witaj Gosiu,
UsuńTen test muszę robić częściej niż wymaga tego diabetolog, gdyż moje wyniki są na granicy. Moja Pani doktor stara się bym nie wpadła w żadne problemy. Maluszkom idzie dobrze. Oby tylko tak :)
Buziolki
Super się cieszę, że wyniki wyszły ok.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za dalsze pozytywne wieści.
Pisz częściej!
Tulam :)
UsuńWymeczyli Cie strasznie!
OdpowiedzUsuńOby drugi raz byl krotszy:**
OBY ;)
Usuńbuziolki
może to małe podobieństwo, ale przypomina mi się, jak robię na jodzę jakąś asanę, trudniejszą dla mnie, trwam w pozycji, pracuję aż tu nagle zaczyna mnie swędzieć nos, albo noga, gdzie podrapanie oznaczałoby wyjście z tej pozycji... czego prawdopodobnie podświadomie chcę;) swoje wycierpiałaś, ale najważniejsze, że wszystko jest w porządku. zresztą nie widzę innej opcji dla was i dzieci:)))
OdpowiedzUsuńOla, masz racje w swej teorii :D
Usuńcmok smoki :)